Słucham go od kilkunastu lat, dziesięć lat temu miałem okazję poznać Maximiliana osobiście w Berlinie, a dopiero teraz pierwszy raz obejrzałem jego występ na żywo.
Nie ma w tym nic dziwnego. Maximilian Hecker, bo o nim mowa, jest bardzo popularny w Azji, gdzie bardzo często i z dużym powodzeniem koncertuje. Większość jego płyt ukazywała się najpierw tam, a dopiero później w Europie. Na starym kontynencie rzadko można go usłyszeć, tym bardziej musiałem pojawić się tego dnia w Berlinie.
Klub Quasimodo, położony w centrum Berlina, należy do najważniejszych klubów jazzowych stolicy Niemiec. Tego dnia stał się jednak miejscem, gdzie zawitała zupełnie inna muzyka. Hecker jest artystą, który tworzy muzykę bardzo intymną, wręcz melancholijną. Porównania do Radiohead czy Sigur Ros są jak najbardziej na miejscu.
TytuÅ‚ ostatniej pÅ‚yty „Wretched Love Songs” to wyraźna analogia do
pierwszej pÅ‚yty artysty „Infinite Love Songs”. Åšpiewa o miÅ‚oÅ›ci, o
swoich kłopotach, aby być romantycznym czy wreszcie o wzbudzających
litość próbach zbudowania trwałego związku. Pierwszy raz poruszył temat
swojej ciężko upośledzonej młodszej siostry.
Na scenie wystąpił tym razem solo. Tylko on, keyboard i gitara
akustyczna. Śpiewał głównie utwory z ostatniej, wydanej w ubiegłym roku,
pÅ‚yty „Wretched Love Songs”: „My Wretched Love” w czterech odsÅ‚onach,
„Into The Ocean”. Nie zabrakÅ‚o też kilku starszych utworów:
„Hennigsdorf”, „Kate Moss”. To byÅ‚ niezapomniany wieczór peÅ‚en piÄ™knej
muzyki i ciekawych anegdot.
|